Było już kilka prób porwania na terenie Wielkopolski 6-letniej dziś Zosi. Jej matka - Aleksandra Szweda - jest ofiarą zarówno przemocy domowej jak i patologii europejskiego Wymiaru Sprawiedliwości!
- Straż Graniczna zatrzymała na dworcu w Poznaniu mężczyznę o ciemnej karnacji, który przyjechał pociągiem z Berlina porwać moją córeczkę - mówi w wywiadzie dla Telewizja.Patriot24.net Aleksandra Szweda.
- Polska policja ustaliła razem z policją holenderską, że ten mężczyzna otrzymał pieniądze i zlecenie porwania mojego dziecka tutaj, z terenu Wielkopolski - dodaje matka.
Pani Aleksandra opowiada też o kobiecie, która przyszła do niej do domu pokazując zdjęcie jej i dziecka zrobione z ukrycia i informując, że zostali na terenie Polski wynajęci ludzie do porwania dziecka i wywiezienia do Holandii.
- Sprawę zgłosiłam na policję. I od tamtej pory policja udziela mi ochrony - przekazuje pani Aleksandra.
Polska policja chroni dziecko i matkę zgodnie z prawem, bo polskie sądy wydały prawomocne postanowienia o ich legalnym pobycie na terenie Rzeczypospolitej Polskiej.
Według decyzji polskich sądów, 6-letnia Zosia ma być w Polsce, przy swojej mamie, Aleksandrze Szweda, co najmniej do czasu zakończenia sprawy rozwodowej toczącej się przed Sądem Okręgowym w Pile.
- Ale według holenderskiego sądu to ja już jestem rozwiedziona! A dziecko rzekomo ma być z ojcem, który się nim kompletnie nie interesuje! Natomiast polskie sądy odrzuciły wszelkie roszczenia ojca jako bezzasadne - mówi w wywiadzie dla Telewizja.Patriot24.net Aleksandra Szweda.
Polka opowiada o życiu z Egipcjaninem, w którym się zakochała na terenie Niderlandów. Wspomina miłość, a następnie głębokie rozczarowanie i upokorzenie, jakiego doznała po ślubie i uzyskaniu przez Egipcjanina w następstwie zawartego ślubu legalnych dokumentów pobytowych na terenie Unii Europejskiej.
Opowiada, jak 5 lat temu została podstępnie namówiona do wyjazdu wraz z Zosią do Egiptu, na rzekome leczenie. Tyle, że mąż Egipcjanin nie chciał z nią lecieć, nie podał jej nazwy hotelu ani kliniki gdzie rzekomo miała dotrzeć.
- Kiedy uświadomiłam sobie, że to jest podstęp, by na terenie Egiptu mi córeczkę porwać, odmówiłam wyjazdu. Wówczas mąż mnie pobił, a ja z dzieckiem uciekłam do Polski - przekazuje matka.
Kobieta złożyła w Sądzie Okręgowym w Pile pozew rozwodowy. Dwa miesiące później jej mąż złożył swój pozew w Holandii. I wówczas doszło do paranoi.
- Według holenderskiego prawa rozwód odbywa się w kraju, którego wniosek rozwodowy został szybciej doręczony stronie przeciwnej. Według polskiego prawa, rozwód odbywa się w kraju, w którym wcześniej wpłynął wniosek. A ja, jako matka, przecież nie jestem pocztą i nie mam wpływu na to, kto jak szybko dostarcza listy. Bo mnie interesuje dziecko, a nie to, który sąd i kiedy wysyła listy - tłumaczy matka.
- Sąd Okręgowy w Pile prowadzi proces rozwodowy, bo nie uznaje decyzji sądu holenderskiego, który już nas rzekomo rozwiódł. Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 4 marca 2021, bo Sąd w Pile odrzucił wnioski mojego męża, by tę sprawę przerwać - mówi matka.
- Sąd polski odrzucił też jego wniosek złożony w ramach Konwencji Haskiej o wydanie mu przez Polskę dziecka do Holandii - dodaje matka.
Jej córeczka chodzi do przedszkola, a ona sama pracuje, pomimo strachu i gróźb wynajęcia bandytów celem porwania dziecka. Kobieta jest spokojna, bo ma zaufanie do profesjonalizmu polskiej policji, która ją ochrania.
- Ten kuriozalny spór pocztowy a jednocześnie ta dramatyczna historia dziecka jest przykładem kompletnej indolencji Unii Europejskiej w dziedzinie porządkowania międzynarodowych sporów rodzicielskich - komentuje Robert Rewiński, Redaktor Naczelny Patriot24.net i Telewizja.Patriot24.net.
- Komisja Europejska wymądrza się, zarzucając Polsce łamanie praworządności. A tymczasem to Unia Europejska, uchwalając kolejne przepisy najpierw w ramach Konwencji Haskiej, potem przepis „Bruksela II” a potem „Bruksela II Bis” wprowadza coraz większy bałagan i nakręca nienawistne emocje, jeśli chodzi o spory dot. dzieci. Jedną z ofiar tej patologicznej biurokracji jest pani Aleksandra Szweda - dodaje nasz Redaktor Naczelny.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?